logowanie rejestracja

Żona Wacia

Cześć wam. Proszę o spokój. Jestem żona Wacia,
prześladowanego wieszcza. Byli trzej bracia:
Wacio, Gucio i Pucio ? i wszyscy tworzyli,
Wacio z wszystkich najdłużej, do ostatniej chwili.
Lecz właśnie pióro złamał, o tak! i wbił w ścianę;
wchodzę: Kanapa ? Wacio ? i pióro złamane.
Więc chciałam pióro skleić, Wacio dał znak brwiami,
że nie, że już nie trzeba. I rzekł: ?Taaak?. I zamilkł.
Na podłodze, koło miednicy, leżał w strzępach
ostatni dramat Wacia pt. ?Trąba?,
dziesięć aktów, a wszystko własną Wacia ręką.
Lecz oni powiedzieli, że nie ma wydźwięku ?
więc Wacio wziął te akty, wsadził do kieszeni
i poszedł ulicami pod deszczem jesieni,
pośród tych złotych liści, przez tych wichur popęd,
z kilową łzą na rzęsach, tragiczny jak Szopen.
Na obiad była zupa, bigos, dorsz ? to wszystko.
Nagle Wacio wstał z krzesła i palnął mnie łyżką,
o, w te zęby, i włosy posklejał bigosem.
Jęknęłam, ale co tam, ja każdy ból zniosę,
niech mnie nie tylko zęby, lecz i nerki bolą,
byle tylko on tworzył, mój złoty Apollo.
Więc przyklękłam i mówię: ?Waciu, ptaszku słodki,
a może chcesz herbatki? a może szarlotki??
Lecz Wacio, jak to Wacio, darł na sobie wdzianko
i krzyknął do mnie strasznie: ?Ty drobnomieszczanko,
chcesz mnie szarlotką spłycić? Na mnie wszechświat liczy,
ja jestem sfinks ? powiada ? bardzo tajemniczy.
Męczą mnie metafory i różne natchnienia,
Mickiewicz przy mnie mucha, a Szekspir to szczeniak,
nie myśl, że jutro oddam mocz do analizy,
ja jestem nad mocz wyższy, jam jest metafizyk,
mistyk ? powiada ? jestem, mistyk, panie dziejski,
duch ? powiada ? specjalny, w formacie dantejskim?.
Tu wszedł Pajęczynowski, nerwowy człowieczek,
co go też nie drukują z powodu tych rzeczy ?
wszedł, kichnął i zapłakał, i stanął przy ścianie.
A Wacio jak nie krzyknie: ?Ach, ty grafomanie,
beztalęcie śmierdzące, ty literatury
zakało i tak dalej ? a ja lecę w chmury,
rozstąpcie się ? powiada ? ja wami pogardzam,
jestem wieszczem ? powiada ? ja pójdę do ?Marca?,
rodziny redaktorów po kątach rozstawię,
a potem jak duch siny pójdę po Warszawie,
latarnie powywracam i duże, i małe
i w dzwony każę dzwonić na mą cześć i chwałę?.
Tutaj Wacio szarlotki zjadł większy kawałek,
wzrokiem po nas potoczył obłędnie, bezradnie,
potem z kanapy wyjął swe dzieło ostatnie,
poemat pod tytułem ?Moje dziwne biodra?.
Pajęczynowski chwalił, ale z miną łotra,
wiadomo: hipokryta, zazdrości Waciowi,
a co naprawdę myśli, to nigdy nie powi.
A mnie się wciąż zdawało, ze gdzieś słychać wodę.
I gdy obrzmiały tony ?Moich dziwnych bioder?,
Wacio syknął i tupnął, i legł na kanapie,
i zasnął. A spać lubi. A jak śpi, to chrapie.
Nocami, kiedy księżyc odbija się w lustrze,
ja cierpię na bezsenność, bo gdzieś woda pluszcze,
Wacio wstaje i chodzi po mieszkaniu w gaciach,
i słychać plusk. To pluszcze woda w głowie Wacia.

1951

7.14 / 7 głosów
Dodano: 31.05.2011Wyświetleń: 10001
Dodajesz komentarz jako: Gość